Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/270

Ta strona została przepisana.

Pozycya nieprzyjaciela została zatem okrążona. Nie było z tej strony szańców i to jest właśnie odwieczna nieostrożność budujących barykady. Bazar był otwarty i można było wejść pod filary, gdzie stało zaprzężonych kilka wozów z bagażami, gotowych do odjazdu. Gauwain i dziewiętnastu jego ludzi mieli przed sobą pięć tysięcy Wandejczyków, którym tył zaszli.
Gauvain przemówił zcicha do sierżanta; odwiązano słomę owiniętą około karabinów; dwunastu grenadyerów ustawiło się w szyku bojowym za węgłem uliczki, a siedmiu doboszów z podniesionemi pałeczkam i — czekało.
Ogień artyleryi był peryodyczny. Nagle w przerwie między jednym a drugim wystrzałem Gauvain podniósł szpadę i głosem, który wśród tego milczenia podobny był do dźwięku trąby, zawołał:
— Dwieście ludzi na prawo, dwieście na lewo, reszta na środek!
Rozległo się dwanaście wystrzałów karabinowych i siedem bębnów uderzyło do ataku.
A Gauvain wydał straszny okrzyk Niebieskich:
— Na bagnety!
Skutek był niesłychany.
Cała ta masa chłopska uczuła się napadniętą z drugiej strony i wystawiła sobie, że ma nową armię na tyłach. Jednocześnie na odgłos bębna, kolumna działająca od czoła ulicy wielkiej i dowodzona przez Guéchampa, ruszyła z miejsca, bębniąc również do ataku, i rzuciła się biegiem na barykadę. Wieśniacy spostrzegli, że ich wzięto we dwa ognie. Strach paniczny, to zolbrzymienie. W tego rodzaju trwodze wystrzał z pistoletu wydaje się jak strzał armatni, każdy krzyk staje się zjawiskiem, a szczekanie psa wydaje się lwim rykiem. Dodajmy i to, że wieśniaka ogarnia strach jak strzechę ogień obejmuje, i z równą łatwością, jak ogień na strzesze, sta-