Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/271

Ta strona została przepisana.

je się pożarem, strach wieśniaka staje się rozsypką. Zaczęła się ucieczka nie do opisania.
W kilka chwil bazar był pusty; chłopi strwożeni rozproszyli się, oficerowie nie mieli już co robić; Wilkołak zabił bezużytecznie dwóch, czy trzech zbiegów, a tymczasem słychać tylko krzyk: „uciekać, kto w Boga wierzy!“ i wojsko owo rozproszyło się po polach przez ulice miasta, jak przez otwory przetaka, z szybkością obłoku pędzonego burzą.
Jedni uciekali ku Chateauneuf, drudzy ku Plerguer, inni ku Antrain.
Margrabia Lantenac patrzył na tę rozsypkę. Zagwoździł własną ręką armaty, potem oddalił się ostatni, zwolna, spokojnie, mówiąc do siebie: „Widocznie chłopi nie wytrzymują. Trzeba nam Anglików.“