Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/286

Ta strona została przepisana.

mnie znoszą, alem podejrzany Niebieskim jako chłop, a chłopom jako czarownik.
Czekał na odpowiedź. Kobieta nawet oczów nie podniosła.
Myśl ciągłe jedna i ta sama prowadzi do szaleństwa, albo do bohaterstwa. Ale do jakiegoż bohaterstwa ma być zdatna biedna wieśniaczka? do żadnego. Może być matką — i oto wszystko. Z każdym dniem tonęła głębiej w swej zadumie. Tellmarch badał ją.
Starał się ją zająć; przyniósł nici, igły i naparstek. Wistocie, ku wielkiemu zadowoleniu biednego żebraka, wzięła się do szycia; rozmyślała, ale pracowała, co oznacza zdrowie. Siły wracały jej potrochu. Naprawiła swoją bieliznę, odzież, trzewiki, ale w źrenicy jej pozostał szklisty odblask. Szyjąc nuciła półgłosem, niewyraźnie piosenki. Szeptała jakieś imiona, zapewne imiona dzieci, nie dość jednak wyraźnie, aby je Tellmarch mógł dosłyszeć. Przerywała śpiew i słuchała ptaków, jak gdyby one miały jej przynieść jakie wiadomości. Budząc się, rozpoznawała pogodę. Usta jej poruszały się. Mówiła do siebie zcicha. Zrobiła sobie worek i napełniła go kasztanami. Pewnege ranka Tellmarch spostrzegł ją gotową do drogi, z okiem spoglądającem na los szczęścia w głębie lasu.
— Dokąd idziesz? — zapytał.
Ona odpowiedziała.
— Idę ich szukać.
Nie próbował nawet jej zatrzymać.