Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/291

Ta strona została przepisana.

— Dlaczego w Astillé, gdyś spostrzegł, że żołnierze twoi chcą zabić Wandejczyka, Józefa Bézier, który czołgał się ranny, zawołałeś: „Idźcie naprzód, ja się sam z nim rozprawię“ i wystrzeliłeś z pistoletu w powietrze?
— Bo nie zabija się człowieka bezwładnego.
— I źle zrobiłeś; obaj są dziś dowódcami band. Jozef Bézier nazywa się „Wąsal“, a Jan Treton „brebrna Noga.“ Ocalając tych dwóch ludzi, pomnożyłeś o dwóch nieprzyjaciół rzeczypospolitej.
— Zaiste, chciałbym jej przysparzać zwolenników, nie wrogów.
— Dlaczego po zwycięztwie pod Landéan nie kazałeś rozstrzelać trzystu chłopów, wziętych do niewoli?
— Kiedyś Bonchamp darował życie jeńcom republikańskim, chciałem, żeby mówiono, że rzeczpospolita darowała życie jeńcom rojalistom.
— Ale w takim razie, jeżeli schwytasz Lantenac’a, darujesz mu życie?
— Nie.
— Dlaczego, skoro ułaskawiłeś trzystu chłopów?
Chłopi są ciemni; Lantenac, wie co robi.
— Ależ Lantenac jest twoim krewnym.
— Francya jest moją bliższą krewną.
— Lantenac jest starcem.
— Lantenac jest cudzoziemiec, Lantenac niema lat, Lantenac przyzywa Anglików, Lantenac — to najazd, Lantenac jest wrogiem ojczyzny. Pojedynek między nim a mną może się skończyć tylko jego śmiercią albo moją.
— Gauvain, pamiętaj o tem, co mówisz.
— Nie zapomnę.
Nastąpiło milczenie i obaj spojrzeli po sobie.
Gauvain mówił dalej:
— Krwawa to będzie data ten rok 93-ci, który przebywamy.