Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/303

Ta strona została przepisana.

Ofiara naga spuszczana była na sznurze przeciągniętym pod pachami, do dolnej izby, przez otwór w podłodze izby górnej. Jeśli skazany upierał się przy życiu, rzucano mu przez tę dziurę pożywienie. Dziś jeszcze można widzieć taką dziurę w Bouillon.
Przez tę dziurę wpadał wiatr. Komnata dolna, wykuta pod salą parterową, była raczej studnią niż komnatą. Dochodziła do wody i przenikało ją tchnienie lodowate. Ów wiatr, który zabijał więźnia spuszczonego na dół, utrzymywał życie więźnia w górze osadzonego. Czynił atmosferę więzienia możliwą do oddychania. Więzień górny, ruszający się poomacku pod sklepieniem, z tego otworu tylko wdychał powietrze. Zresztą, kto tam wszedł lub wpadł, nie wychodził już z tamtąd nigdy. Rzeczą było więźnia wystrzegać się w ciemności, żeby nie runął. Fałszywe stąpnięcie mogło skazanego na więzienie górne zmienić na więźnia w dolnym lochu. Jeżeli dbał o życie, dziura ta była dla niego groźbą; jeżeli się niem znudził, otwór do lochu był jego ratunkiem. Piętro wyższe było więzieniem, niższe grobem. Tak samo było uwarstwowane ówczesne społeczeństwo.
To właśnie przodkowie nasi nazywali „un culde basse fosse“[1]. Rzecz znikła, a nazwa niema już dla nas znaczenia. Dzięki rewolucyi, obojętnie słuchamy takich wyrażeń.
Na zewnątrz wieży, nad wyłomem, stanowiącym przed czterdziestu laty jedyne do niej wejście, widać było framugę w murze, szerszą od innych strzelnic, w której wisiała wyłamana z muru krata żelazna.


  1. Po polsku zwano takie miejsce Dorotką.