Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/319

Ta strona została przepisana.

ki i papiery. Drzwi żelazne, prowadzące z mostu do wieży, są zamknięte, a klucz od nich ma Jego Jasność przy sobie. Zrobiłem otwór pod temi drzwiami i przeprowadziłem przez niego lont nasiarkowany, którego koniec jeden zatopiony jest w beczce ze smołą, a drugi koniec ja będę miał pod ręką wewnątrz wieży. Zapalę go, kiedy mi się żywnie spodoba. Jeśli nie zechcecie nas ztąd wypuścić, to troje dzieci umieszczone będą na drugiem piętrze, między smołą znajdującą się na piętrze pod niemi, do której lont dochodzi, a słomą na piętrze nad niemi; zaś drzwi żelazne będą do nich zamknięte. Jeśli napadniecie na nas od strony mostu, to sami wzniecicie pożar w budynku; jeśli uderzycie przez wyłom, to my podpalimy; jeżeli zaś będziecie usiłowali dostać się do nas i przez most i przez wyłom, to ogień powstanie odrazu przez was i przez nas — a w każdym razie te troje dzieci zginą.
Teraz zgódźcie się albo nie zgódźcie.
Jeśli przystaniecie, to wyjdziemy.
Jeśli nie przystaniecie, to dzieci zginą.
Skończyłem.
Umilkł człowiek mówiący z góry wieży.
Głos z dołu zawołał:
— Nie przystajemy.
Był to głos surowy, odezwał się krótko. Głos inny, mniej twardy, stanowczy jednak, dodał:
— Dajemy wam dwadzieścia cztery godziny, żebyście się poddali.
Nastąpiło milczenie, a potem się znów ten sam głos odezwał:
— Jutro o tej si mej godzinie, jeśli się nie poddacie, przypuścimy szturm.
A pierwszy głos dodał:
— I wówczas już nie będzie pardonu.