Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/323

Ta strona została przepisana.

nia oddziałem czterech tysięcy pięćset ludzi, armię niemal stanowiącym, pozwolił się mianować generałem. Gauvain odmówił i powiedział:
— Zobaczy się to, gdy Lantenac wziętym zostanie. Na nic jeszcze nie zasłużyłem.
Zresztą było-to obyczajem republikańskim mieć wielkie dowództwo, a nizki stopień. W kilka lat potem Bonaparte był jeszcze szefem szwadronu artyleryi, a przecież naczelnym wodzem armii we Włoszech.
Wieża obronna Gauvain’ów do dziwnego była przeznaczona losu; jeden Gauvain miał ją zdobywać, drugi jej bronił. Ztąd niejaka powściągliwość w nacieraniu. Ale nie w obronie, bo margrabia Lantenac nie był z ludzi, rządzących się jakiemiś względami; zresztą mieszkał był zazwyczaj w Wersalu i nie miał żadnych słabości dla wieży Tourgue, którą znał zaledwie. Schronił się do niej, nie mając już gdzie się schronić — i oto wszystko; ale był gotów ją rozwalić bez najmniejszego skrupułu. Gauvain więcej ją szanował.
Most był słabym punktem fortecy; ale w bibliotece stojącej na moście znajdowało się archiwum rodzinne; gdyby tam szturm przypuszczono, biblioteka spłonęłaby niewątpliwie, a Gauvainowi się zdawało, że spalić archiwum, byłoby napadać na przodków. Zamek Tourgue był gniazdem rodziny Gauvain; od niego zależały wszystkie lenności w Bretanii, jak wszystkie lenności we Francyi zależały od zamku, Luwrem zwanego. W Tourgue były domowe pamiątki Gauvain’ów; on sam tam się urodził. Kręte wypadki życia powiodły go, gdy stał się mężem, do atakowania szanownych murów, które osłaniały go, gdy był dzieckiem. Będzież on do tyła bezbożny, żeby tę siedzibę zamienić w gruzy? Może własna jego kolebka znajduje się gdzie na poddaszu nad biblioteką? Myśli, przychodzące do głowy, wzruszają