Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/326

Ta strona została przepisana.
XII.
Zakrój na ocalenie.

Całą noc z jednej i z drugiej strony spędzono na przygotowaniach.
Skoro się tylko skończyła smutna owa rozmowa między szczytem wieży a obozem, pierwszem staraniem Gauvain’a było przywołać swego namiestnika.
Guéchamp, z którym trzeba się nieco zapoznać, był-to człowiek drugorzędny, uczciwy, nieustraszony, średnich zdolności, lepszy żołnierz niż oficer, pojmujący ściśle to tylko, co godziło się pojmować, nie rozczulający się nigdy, niedostępny niczemu, co tchnie przeniewierzeniem się, więc ani przekupstwu niweczącemu sumienność, ani litości, która niweczy sprawiedliwość. Na duszy jego i na jego sercu dwa były pokrowce: karność i rozkaz, niby klapy, osłaniające oba oczy konia; i szedł prosto przed siebie w przestrzeni, którą zdołał objąć pojęciem swojem. Krok jego nie zbaczał, ale droga jego była ciasna.
Zresztą, był to człowiek pewny, surowy jako dowódca i najdokładniej posłuszny.
Gauvain żwawo przemówił do Guéchamp’a.
— Guéchamp, drabiny
— Nie mam jej, komendancie.
— Potrzeba jej koniecznie.