Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/327

Ta strona została przepisana.

— Do wdrapania się na mury?
— Nie, do ocalenia.
Guéchamp pomyślał i odpowiedział:
— Rozumiem. Ale musi być bardzo wysoka, żeby dobra była do tego, co chcesz, komendancie.
— Najmniej na trzy piętra.
— Tak, panie komendancie, taka jest mniej więcej wysokość.
— Trzeba jeszcze wyżej dosięgnąć, bo należy być pewnym, że się uda.
— Oczywiście.
— Jak się to dzieje, że nie masz drabiny?
— Pan komendant nie uważał za właściwe oblegać zamku od strony płaskowzgórza, kazałeś pan tylko blokować go z tamtej strony; chciałeś pan, żeby przypuścić szturm nie od mostu, ale od wieży. Zajmowano się zatem miną, a o wdarciu się po drabinach nie myślano. To też ich niema.
— To każ zrobić drabinę coprędzej.
— Trudno na razie o drabinę na trzy piętra sięgającą.
— To trzeba krótkie z sobą zesztukować.
— Gdyby były.
— Wyszukaj ich.
— Nikt ich nie znajdzie. Chłopstwo wszędzie niszczy drabiny, tak jak psuje wozy i zrąbuje mosty.
— To prawda, chcą sparaliżować rzeczpospolitę.
— Chcą, żebyśmy nie mogli prowadzić bagaży, przebywać rzek lub wdrapywać się na mury.
— Trzeba mi jednak drabiny koniecznie.
— Myślę o tem, panie komendancie. Pod Fougères w Javené jest wielka ciesielnia. Tam się znajdzie drabina.
— Niema ani chwili do stracenia.
— Na kiedy potrzebna?
— Na jutro, na tę sam ę godzinę najpóźniej.