Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/333

Ta strona została przepisana.

beczek ze smołą; przy tych zaś beczkach ze smołą kazał poukładać pęki suchych gałęzi i zapewnił się o dobrym stanie nasiarkowanego lontu, którego jeden koniec był przy moście, a drugi w wieży. Porozlewał plastrami smołę po podłodze, pod beczkami, pod pękami faszyny i zatopił w jednej z takich kałuż lont nasiarkowany. Z kolei kazał ustawić w sali bibliotecznej, pod którą były beczki ze smołą, a nad którą było siano i słoma, trzy kolebki z trojgiem dzieci, Jasiem, Alankiem i Jurcią, pogrążonemi w śnie głębokim. Żeby nie rozbudzić dzieci, przeniesiono z niemi kolebki jak najostrożniej.
Wieśniacze te kolebki były to raczej koszyki z wiciny, bardzo nizkie, stawiane na ziemi, co pozwala dzieciom wychodzić z nich bez niczyjej pomocy. Przy każdej kolebce kazał Wilkołak postawić miseczkę z zupą i z łyżką drewnianą. Zdjęta z haków drabina ratunkowa leżała na podłodze, pod ścianą; pod przeciwną ścianą kazał ustawić trzy kolebki końcami do siebie. Przypuszczając zaś, że przeciąg powietrza mógłby także być pożyteczny, pootwierał naoścież wszystkie sześć okien w sali bibliotecznej. Noc była letnia, niebo szafirowe. Pomocnikom swym, Pikom Drewnianym, kazał pootwierać także okna w salach niższego i wyższego piętra. Zauważył na fasadzie wschodniej od strony budynku wielki bluszcz stary i zeschły, koloru hubki, pokrywający całą jedną stronę mostu od dołu do góry. Okna trzech pięter wyglądały w nim jak oprawione; pomyślał sobie, że i ten bluszcz nic nie zaszkodzi. Raz jeszcze Wilkołak rzucił okiem na wszystko, po czem wszyscy czterej ludzie opuścili zameczek, a przeszli do głównego budynku. Wilkołak zamknął za sobą na dwa spusty ciężkie drzwi żelazne, bacznie się przypatrywał zamkowi przerażająco ogromnemu, z zadowoleniem kiwnął głową, przyjrzawszy się nasiarkowanemu lontowi, który przechodził otworem