pod drzwiami, zrobionym przez Wilkołaka, i jedyną już teraz tworzył komunikacyę między mostem a wieżą. Lont ten wychodził z komnaty okrągłej, ciągnął się pod drzwiami żelaznemi, piął się pod sklepieniem, zstępował po schodach parteru mostowego, biegł wężykowato po schodach kształtu ślimaka, czołgał się po podłodze korytarzem pierwszego piętra do sali prowadzącym i kończył się w smole na pęku suchej faszyny. Wilkołak obliczył, że potrzeba będzie około kwadransa na to, aby ten sznur zatlony wewnątrz wieży, doprowadził ogień do smoły pod biblioteką. Przygotowawszy wszystko i rozpatrzywszy jak należało, odniósł klucz od drzwi margrabiemu, który go do kieszeni swej schował.
Ważnem było pilnowanie wszelkiego między oblegającymi ruchu. Wilkołak stanął na wedecie ze swoją ligawką u pasa, w budce strażniczej, na platformie, na szczycie wieży. Czuwając z oczami zwróconemi to na las, to na płaskowzgórze, miał pod ręką w zagłębieniu, prowadzącem do lukarny swej budki strażniczej, naczynie z prochem i płócienny worek z kalibrowemi kulami, oraz stare dzienniki, które darł i robił naboje.
Wstające słońce oświetliło ośm batalionów w lesie; ludzie ci mieli szable u boku, ładownice na grzbiecie, karabinki z bagnetami i gotowi byli do szturmu. Na płaskowzgórzu stała baterya dział ze skrzyniami, zawierającemi naboje armatnie i puszki z kartaczami. W fortecy było dziewiętnastu ludzi nabijających karabiny, fuzye, sztućce i pistolety, i troje dzieci, uśpionych w trzech kolebkach.
Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/334
Ta strona została przepisana.
KONIEC TOMU DRUGIEGO.