Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/346

Ta strona została przepisana.

dne w dzieciństwie z wiekiem, mogą się z czasem zmienić. Janek wyglądał na małego Herkulesa; spał na brzuchu, z piąstkami w oczach. Grubemu Alankowi nożyny wyciągnęły się za kolebkę.
Na wszystkich trojgu były łachmany; podarło się już na szmaty odzienie, które im dał był batalion Czerwonej Czapki; co na nich wisiało jeszcze, niepodobne nawet było do koszuli; dwaj chłopcy byli niemal zupełnie nadzy. Jurcię przybrano kiedyś w coś podobnego do spódniczki, ale się to obszarpało i kuse było, jak kaftanik. Nie wiadomo, kto się zajmował temi dziećmi. Zdziczałe w tej wojnie chłopstwo wlokło je z sobą od lasu do lasu, dawało im porcyę zupy — i to wszystko. Malcy radziły sobie w innych względach, jak mogły. Wszyscy byli ich panami, nikt nie był im ojcem. Ale z pod łachmanków na dzieciach światło bije; wyglądały bardzo wdzięcznie.
Jurcia wciąż szczebiotała.
Co ptaszek wyśpiewuje, to dziecko szczebioce. Hymn ich jest jednaki. Hymn to niewyraźny, wyjąkany, głęboki. Dziecię ma więcej od ptaszka do wypowiedzenia, ma przed sobą mrok przeznaczeń ludzkich. Ztąd pochodzi smętek ludzi słuchających, zmieszany z radosnem malca nuceniem. Najwznioślejszą pieśnią, jaką na ziemi posłyszeć można, jest gwarzenie duszy ludzkiej przez usta dziecięcia. Ów zmącony szept myśli, dopiero instynktem będącej, zawiera w sobie jakieś bezwiedne odwoływanie się do sprawiedliwości przedwiecznej. Jest to może protestacya, wypowiedziana na progu, zanim się go przestąpi; protestacya pokorna a dojmująca; uśmiechająca się do nieskończoności nieświadomość zawstydza kreacyę całą za los, zgotowany istocie słabej i bezbronnej. Jeśli nieszczęście się jej przytrafi, będzie to dowodem, że nadużyto jej zaufania.
Gwarzenie dziecka jest czemś mniej i czemś więcej niż mową; nie są to tony, tylko śpiew; niema