Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/348

Ta strona została przepisana.

słania, umieścił ją sobie na kolanach, całą dłonią ujął łyżkę i dalejże repetować.
Nie słyszała ich Jurcia, a wygięcia jej głosiku zdawały się iść wspólnie z błąkaniem się marzeń. Wielkie jej oczy otwarte patrzyły w górę i zdawały się niebieskie; jakikolwiek sufit, jakiekolwiek sklepienie ma dziecię nad swoją główką, zawsze w jego oczach niebo się odbija.
Janek, wyjadłszy, co było w miseczce, wybrawszy z niej wszystko, westchnął i rzekł z godnością: — Zjadłem.
Przerwało to marzenia Jurci.
— Papu! — zawołała.
Spostrzegłszy, że Janek już zjadł, Alan zaś jadł jeszcze, wzięła stojącą obok niej miseczkę z zupą i zaczęła jeść także, niosąc częściej łyżeczkę do ucha niż do buzi.
Niekiedy zrzekała się cywilizacyi i brała z miseczki rękami.
Alan, wyskrobawszy łyżką swą miseczkę, jak to i jego brat już zrobił, zsunął się ze swego łóżeczka i pobiegł do niego.


II.

Nagle na dole, zewnątrz od strony lasu, dał się słyszeć odgłos trąbki, rodzaj dumnej i surowej fanfary. Odpowiedziała nań ze szczytu wieży ligawka.
Tym razem trąbka wojskowa zapytywała, a odpowiadała trąba wieśniacza.
Nastąpił drugi odgłos trąbki, a po nim druga odezwa ligawki.
Potem odezwał się z pobrzeża lasu głos odległy, ale wydatny, który krzyczał, co następuje:
— Ślę do was wezwanie, rozbójnicy. Jeśli