Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/349

Ta strona została przepisana.

do zachodu słońca nie zdacie się na łaskę i niełaskę, uderzymy na was.
Z platformy zamku odpowiedział głos podobny do grzmotu:
— Uderzcie.
Głos z dołu znów zawołał:
— Na pół godziny przed uderzeniem na was dany będzie wystrzał z działa, na znak wezwania was po raz ostatni.
Głos z góry powtórzył:
— Uderzcie.
Rozmowy tej nie słyszały dzieci, ale odgłosy dwóch trąb wyżej i dalej sięgały. Na pierwszy odgłos trąbki Jurcia wyciągnęła szyję i przestała jeść; gdy trąba z wieży zabrzmiała, położyła łyżkę w miseczkę; na drugi dźwięk trąbki podniosła swój mały, wskazujący paluszek prawej ręki i to spuszczając go, to wznosząc z kolei, odznaczała spadki fanfary, drugą odpowiedzią ligawki przedłużone. Gdy trąba i trąbka umilkły, zamyśliła się, trzymając paluszek w górę wzniesiony i szepnęła półgłosem: — Gla.
Zepewne chciała powiedzieć „grają.“
Dwoje starszych, Janek i Alan, nie zwracali uwagi na owe trąb odgłosy; czem innem byli zajęci. Właśnie maszerowała po podłodze stonoga.
Alanek pierwszy ją spostrzegł i zawołał:
— Robak.
Janek zaraz przybiegł.
Alanek mówił dalej:
— To gryzie.
— Nie trzeba mu nic robić — rzekł Janek.
I obaj zaczęli się tem u przechodniowi przyglądać.
Skończywszy swą zupę, Jurcia zaczęła szukać oczami swych braci. Janek i Alanek przycupnęli poważnie nad stonogą w zagłębieniu okiennem; dotykali się głowami i włoski ich zmieszały się z sobą; powstrzymywali oddech, zapatrzeni w tę rzecz śli-