Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/353

Ta strona została przepisana.

ściwą sobie harmonię. Dzieci słuchały z wielkiem zajęciem.
— To Bozia tak robi — rzekł Janek.


IV.

Łoskot ustał.
Janek wciąż był zamyślony.
W jaki sposób rozkładają się pojęcia w takich małych mózgach i składają się znów? Jaki jest tajemniczy powód czynności tych niejasnych pamięci, tak niedawnych jeszcze? W tej główce dziecinnej a zamyślonej zbudziła się jakaś mieszanina pojęć o Bozi, modlitwie, rękach złożonych, z jakiegoś czułego uśmiechu, który się miało kiedyś nad sobą, a niema się go już teraz — i Janek wyszeptał: — Mama.
— Mama — rzekł Alanek.
— Mama — powtórzyła Jurcia.
A potem Janek zaczął skakać, co zobaczywszy Alan, także skakać zaczął. Naśladował on wszystkie ruchy i wszystkie gęsta swego braciszka; mniej już Jurcia. Trzy lata naśladują cztery lata; ale dwadzieścia miesięcy zachowują swoją niezależność.
Jurcia, siedząc ciągle, wypowiadała od czasu do czasu jakie słówko, unikając widocznie frazesów.
Była to myślicielka, mówiła poważnemi sentencyami jednowyrazowemi.
Jednak po niejakim czasie przykład i na nią podziałał, próbowała więc robić to samo, co braciszkowie. I oto trzy pary małych, bosych nożyn zaczęły tańczyć, biegać i chwiać się w kurzawie starej posadzki z dębu wygładzonego, wobec poważnego spojrzenia popiersi marmurowych, na które Jurcia zwracała od czasu do czasu zaniepokojone oko, szepcząc — Lala!