dy się komu nie uda odkryć Ameryki, to odkryje wózek; zawsze się tak dzieje.
Trzeba było jednak dopuścić innych do współudziału. Janek chciał się zaprządz do wózka, a Jurcia chciała w siąść do niego.
Usiłowała się w nim usadowić. Janek został koniem, Alan — stangretem. Ale stangret nie umiał dobrze radzić, więc go musiał koń uczyć.
Janek krzyczał do Alanka:
— Mów: Wio!
— Wio! — powtórzył Alanek.
Wywrócił się powóz. Jurcia wyleciała. Takie aniołki krzyczą: Jurcia zaczęła wrzeszczeć.
Potem zbierało się jej jakby na płacz.
— Nie trzeba płakać — mówił Janek — ty już duża.
— Duzia — rzekła Jurcia.
I oto wielkość jej pocieszyła ją w jej upadku.
Gzyms pod oknami był bardzo szeroki; nazbierało się na nim dużo kurzu, zrywającego się z płaskowzgórza porosłego krzakami; deszcze zrobiły ziemię z tego kurzu, wiatr ponanosił tam nasion i jedno nasionko jerzyny uznało za właściwe osiąść na tej odrobinie ziemi. Krzak ten z gatunku jerzyn trwałych, dzięki porze sierpniowej, był pokryty zupełnie jagodami, z któremi jedna gałązka wchodziła oknem do sali i zwisła aż do podłogi.
Po odkryciu sznurka, po odkryciu wózka, odkrył Alanek tę jerzynę. Przybliżył się do niej.
Uszczknął jedną jagodę i zjadł.
— Chcę jeść — rzekł Janek.
I Jurcia także podsunęła się tam żwawo na rękach i kolanach.
Jak się zabrali we troje do tej gałązki jerzynowej, tak obrali ją ze wszystkich jagód i pozjadali je. Napili się niemi i pomorusali. Trzy małe serafinki, pomalowane purpurą jerzyny, wyglądały jak troje
Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/355
Ta strona została przepisana.