kartę jak należy. Rozdarcie to Świętego Bartłomieja poszło ukośnie, ale to już nie Janka była wina; w księdze pozostała cała lewa strona wizerunku, z jednem okiem i kawałkiem aureoli z nad głowy tego starego wrzekomo ewangelisty. Oddał Jurci całą połowę Świętego z jego skórą, mówiąc:
— Lala.
— A mnie! — wołał Alanek.
Wydrzeć pierwszą kartę, to jakby pierwszą krew przelać. Prowadzi to do rzezi.
Janek odwrócił stronnicę. Po świętym, następował komentator, Pantoenus. Janek obdarzył Alanka Pantoenusem.
Jurcia tymczasem rozdarła swój wielki kawał na dwie części mniejsze, potem z tych dwóch zrobiła cztery i historya mogłaby powiedzieć, że Święty Bartłomiej, obdarty ze skóry w Armenii, został rozćwiertowany w Bretanii.
Skończywszy to ćwiertowanie, Jurcia wyciągnęła rączkę do Janka i rzekła:
— Eśce!
Po świętym tedy i komentatorze poszli glosatorowie z twarzami odrażającemi. Pierwszym, co do daty, był Gavantus; Janek wyrwał Cavantusa i dał go Jurci.
Z kolei wszyscy glosatorowie Św. Bartłomieja doznali tego losu.
Dawać, jest to wyższość. Janek nic dla siebie nie zachował. Alan i Jurcia patrzyli na niego; zadowolony był podziwem swej publiki.
Niewyczerpany w swej wielkomyślności, Janek ofiarował Alankowi Fabricia Pignatelli, a Jurci ojca Stillinga; potem dał Alankowi Alfonsa Tostata, a Jur-