Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/364

Ta strona została przepisana.

Kto pieszo podróżuje w lecie, dla tego północ łaskawszą jest niż południe.
Idąc, starała się stosować do ogólnikowych wskazówek, jakie jej dał wieśniak z Vantortes; ile możności zawsze szła w kierunku zachodu słońca. Ktoby był blizko niej, ten słyszałby, jak co chwila szeptała: Tourgue. Z wyjątkiem imion swoich dzieci, umiała tylko ten jeden wyraz.
Tak idąc dumała. Myślała o przygodach swoich w drodze; myślała o wszystkiem, co przecierpiała i przeniosła; o spotkaniach, o warunkach niegodziwych, jakie na nią nakładano, o haniebnych umowie, jakim musiała się poddać, żeby mieć przytułek lub kawałek chleba, lub poprostu wskazówkę na drogę. Biedna kobieta jest od biednego mężczyzny nieszczęśliwszą, gdyż jest narzędziem rozkoszy. Okropną jest ta błędna wędrówka. Dla niej jednak wszystko to było obojętnem, byle znalazła swoje dzieci.
Pierwszem jej spotkaniem w tym dniu była wioska po drodze; zaledwie pierwsze brzaski dnia ukazywały się na niebie; wszystko jeszcze było pogrążone w mroku nocy; a jednak na głównej ulicy w wiosce niektóre drzwi były już odemknięte, a głowy ciekawe wyglądały z okien. Mieszkańcy krzątali się jakby w zaniepokojonym ulu. Przyczyną tego był słyszany zdaleka turkot kół i szczęk żelaztwa.
Na placu, przed kościołem, wylękła gromadka wzniesionemi w górę patrzyła na wierzchołek wzgórza, z którego po drodze coś zbliżało się do wioski. Był to wóz o czterech kołach, ciągniony przez cztery konie, zaprzężone łańcuchami. Na wozie dostrzegano stos, podobny do kupy długich belek, pośrod których sterczało coś dziwnie niekształtnego a wszystko to pokryte było dużą płachtą płócienną, mającą pozór całunu. Przed wozem jechało dziesięciu konnych żołnierzy, tyluż za wozem. Ludzie ci mieli kapelusze trójgraniaste, a nad ich barkami sterczały ostrza, które zdawały się być obnażonemi pa-