Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/393

Ta strona została przepisana.

suwające się przed nimi osłony, oraz sporą ilość granatów, i wyparłszy obleganych z szańców, rzucą się na samą twierdzę i opanują ją, gorąco na obrońców nacierając.“
Miejsce, w którem atak nastąpił, było straszne; był to jeden z tych wyłomów, nazwanych w języku technicznym „wyłomami bez sklepienia“, to jest szczelina, przenikająca mur nawskroś. Proch podziałał, jak świder. Skutek miny był tak gwałtowny, że wieża rozłupana została przeszło na czterdzieści stóp nad łożyskiem miny; ale była to tylko rozpadlina, a szpara, służąca za wyłom i dająca przystęp do sali dolnej, miała raczej podobieństwo do ciosu włóczni, która przebija, aniżeli do cięcia toporem, które wyrębuje.
Było to ukłucie w bok wieży, długie, zagłębiające się pęknięcie, coś nakształt studni bokiem na ziemi położonej; kanał kręty i wznoszący się jak kiszka nawskroś muru piętnaście stóp grubego, jakiś bezkształtny walec zawalony przeszkodami, zasadzkami i wybuchami, w których uderzało się czołem o granit, potrącało nogą o gruzy, okiem o ciemności.
Oblegający mieli przed sobą ten czarny przysionek, paszczę otchłani, której szczęki u dołu i u góry stanowiły wszystkie kamienie ściany poszarpanej. Paszcza rekina nie więcej ma zębów, jak to straszliwe rozerwanie. Trzeba było wejść do tej przepaści i wyjść z niej. Wewnątrz tego przejścia padały kule, zewnątrz, to jest w sali dolnej, wznosił się szaniec.
Tak okropne bywają tylko spotkania saperów w galeryach zamkniętych, kiedy kontr-mina przecina minę, lub rzezie toporów pod pomostami statków, uderzających na siebie w bitwach morskich. Bić się w rowie, to ostatni stopień zgrozy. Zabijać się, mając sufit nad głową, rzecz straszna. W chwili, kiedy wdarła się pierwsza fala oblegających, cały szaniec zajaśniał błyskawicami i zagrzmiał niby piorun