Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/397

Ta strona została przepisana.

szedł. Byłaż to ucieczka? Taki człowiek mógłże uciekać? Co to miało znaczyć?
Wyszedłszy za wyłom, Radoub, oślepiony jeszcze dymem, przetarł oczy, jak gdyby chciał z nich zetrzeć grozę nocy, i przy blasku gwiazd oglądał mur wieży. Kiwnął głową na znak zadowolenia, jakby chciał powiedzieć: Nie omyliłem się.
Radoub zauważył, że głęboka szczelina od wybuchu miny wznosiła się ponad wyłomem, aż do owej strzelnicy na pierwszem piętrze, w której kula działowa wyłamała i rozbiła kratę żelazną. Sieć sztab połamanych wisiała napół wyrwana, tak, że człowiek mógł przejść tamtędy.
Człowiek mógł przejść, ale czy mógł wedrzeć się do góry? Mógł przez szczelinę, pod warunkiem, że będzie kotem.
Radoub był właśnie kotem. Należał do tej rasy, którą Pindar nazywa „zwinnymi atletami.“ Można być starym żołnierzem i młodym człowiekiem; Radoub, który służył poprzednio w gwardyi królewskiej, nie miał jeszcze czterdziestu lat. Był to Herkules lekki.
Radoub postawił na ziemi karabin, zdjął lederwerki, zrzucił mundur i kamizelkę i zatrzymał przy sobie tylko dwa pistolety, które zatknął za pas od spodni, i szablę bez pochwy, którą wziął w zęby. Kolby obu pistoletów sterczały mu z za pasa.
Tak pozbywszy się ciężaru niepotrzebnego, i pod okiem tych towarzyszów z kolumny atakującej, którzy jeszcze nie weszli do wyłomu, zaczął piąć się po kamieniach w szczelinie muru, jak po stopniach wschodów. Brak trzewików wyszedł mu na pożytek; nic tak nie pomaga do wdzierania się w górę, jak bosa noga; kurczył wielkie palce we wklęsłościach kamieni. Podnosił się za pomocą dłoni, a przytrzymywał się kolanami. Ciężkie było to wdzieranie się ku strzelnicy, coś nakształt wspinania się wzdłuż zębów piły. Na szczęście, myślał Radoub, niema ni-