Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/412

Ta strona została przepisana.

niósł dwa pozostałe; poczem trzymając oba pistolety w obu rękach, zaglądał przez dziury w skrzyni.
Przekonał się o pierwszym skutku swych strzałów.
Oblegający zeszli ze schodów; ranni śmiertelnie wili się na nich; skręt linii spiralnej dozwalał widzieć trzy tylko, czy cztery stopnie.
Wilkołak czekał. — Zawsze to czas zyskany, pomyślał sobie.
Po chwili spostrzegł człowieka, który na brzuchu czołgał się w górę po stopniach schodów i jednocześnie, niżej, głowa żołnierza ukazała się za filarem, około którego wiły się schody. Wycelował do tej głowy i strzelił. Słychać było krzyk, żołnierz upadł, a Wilkołak przełożył z lewej ręki w prawą ostatni nabity pistolet, który mu jeszcze pozostał.
W tej samej chwili uczuł straszny ból i sam z kolei zaryczał. Szabla świdrowała mu we wnętrznościach. Pięść czołgającego się człowieka wysunęła się przez drugą strzelnicę u dołu skrzyni i pięść ta wepchnęła szablę w brzuch Wilkołaka.
Rana była. straszna. Brzuch został rozpłatany.
Wilkołak nie upadł. Zgrzytnął tylko zębami i rzekł: Dobrze.
Potem chwiejąc się i słaniając, cofnął się ku pochodni płonącej przy drzwiach żelaznych, położył pistolet na ziemi, schwycił pochodnię i przytrzymując lewą ręką wychodzące mu wnętrzności, prawą pochylił pochodnię i zapalił lont nasiarkowany.
Lont zajął się i błysnął płomieniem. Wilkołak upuścił pochodnię, która paliła się jeszcze na ziemi; schwycił znów za pistolet i leżąc na kamiennej posadzce, ale dźwigając się jeszcze trochę, rozdmuchiwał lont resztą słabnącego już tchnienia.
Płomyk przebiegł pod żelaznemi drzwiami i dostał się do zamku na moście.
Wtedy widząc, że mu się tak ohydnie udało, więcej może zadowolony ze swej zbrodni, niż ze swego męztwa, człowiek ten, który tylko co był bo-