Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/418

Ta strona została przepisana.

zupełnie ocalonym, kiedy się było już zgubionym; przyjrzawszy się tak zblizka grobowi, posiąść całkowite bezpieczeństwo, wydrzeć się śmierci i powrócić do życia — było to wstrząśnienie dla takiego nawet jak Lantenac człowieka. I jakkolwiek doświadczał już podobnych wrażeń, nie mógł ustrzedz swej niewzruszonej duszy od chwilowego zachwiania. Przyznał się w duchu przed sobą, że był zadowolony. Poskromił szybko to uczucie, które nieledwie do radości było podobne. Wydobył zegarek i nacisnął w nim dzwoniącą sprężynę. Która też mogła być godzina?
Ku wielkiemu swemu zdziwieniu naliczył dziesięć uderzeń. Kiedy się przeszło jedną z tych kolei życia ludzkiego, w której wszystko stawione było na kartę, doświadcza się osłupienia z podziwu, że minuty, tak wypełnione wypadkami, nie były dłuższe od innych. Strzał armatni ostrzegający dany był na krótko przed zachodem słońca, a kolumna atakująca uderzyła na wieżę Tourgue w pół godziny potem, między siódmą a ósmą, przy zmroku zapadającym. Tak więc ta olbrzymia walka, rozpoczęta o godzinie ósmej, skończyła się o dziesiątej. Cała epopeja trwała sto dwadzieścia minut. Katastrofy miewają czasami szybkość błyskawicy. Wypadki takie potrzebują niekiedy zdumiewająco niewiele czasu.
Ściśle rzecz biorąc, należałoby raczej dziwić się, gdyby było przeciwnie; dwugodzinny opór tak małej liczby przeciwko tak wielkiej liczbie był nadzwyczajnym i zaprawdę, walka owa dziewiętnastu przeciwko czterem tysiącom nie była ani krótka, ani się szybko zakończyła.
Czas jednak naglił; należało oddalić się. Halmalo musiał już być daleko, a margrabia uważał, że nie potrzebował dłużej pozostawać na miejscu. Włożył zegarek do kieszeni, lecz nie do tej samej, bo zauważył, że ocierał się w niej o klucz od drzwi żelaznych, który mu Wilkołak oddał i że szkiełko od