zegarka stłucby się o ten klucz mogło. Zamierzał udać się także do lasu. Gdy już miał skręcać na lewo, zdawało mu się, że jakiś blady promień przedzierał się do niego.
Odwrócił się i przez krzaki, wyraźnie zarysowane na tle czerwonem, które nagle stały się widoczne w najdrobniejszych szczegółach, spostrzegł wielką łunę w parowie. Kilka kroków oddzielało go tylko od parowu. Postąpił naprzód, potem się rozmyślił, uważając, że niepotrzebnie naraża się na takie światło. Zkądkolwiek zresztą mogła pochodzić ta łuna, nic go nie obchodziło. Zwrócił się więc w kierunku wskazanym przez Halmala i postąpił kilka kroków ku lasowi.
Nagle, zagłębiwszy się i ukrywszy zupełnie pod cierniami, usłyszał nad głową krzyk straszny. Krzyk ten zdawał się pochodzić z samego skraju płaskowzgórza, z ponad parowu. Margrabia podniósł oczy i przystanął.
Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/419
Ta strona została przepisana.