Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/423

Ta strona została przepisana.

mu, a z tego rozdarcia wynurzyła się całkowicie, nagłe, odsłonięta Bastylia tragiczna, z wieżą, mostem i zamkiem, olśniewająca, straszna, wspaniale pozłocona od pożaru, który się na niej odbijał od góry do dołu. Michalina Fléchard mogła rozpoznać wszystkie szczegóły, rysujące się ze złowieszczą dokładnością na tle ognistem.
Dolne piętro zamku, zbudowanego na moście, paliło się. Na niem widać było dwa inne piętra jeszcze nietknięte, ale stojące jakby w koszu z płomieni. Ze skraju płaskowzgórza, na którem stała Michalina Fléchard, widać było niewyraźnie ich wnętrze przez warstwy dymu i ognia. Wszystkie okna były pootwierane.
Przez wielkie okna drugiego piętra Michalina Fléchard dostrzegła wzdłuż ścian szafy, które wyglądały jakby książkami napełnione; a niedaleko jednego okna, na ziemi, w półcieniu, małą niewyraźną kupkę, coś, co miało nieokreślony i kłębowaty pozór gniazda lub gromadki piskląt, a chwilami zdawało się poruszać.
Kobieta przypatrywała się temu.
W pewnych chwilach przychodziło jej do głowy, że to było podobne do kształtów żyjących; miała gorączkę; nic nie jadła od rana, szła bez wypoczynku, była wycieńczona i czuła się w stanie jakiegoś obłędu, któremu nie dowierzała instynktowo. A jednak oczy jej coraz uporczywiej w jeden punkt wlepione, nie mogły oderwać się od tego mglistego nagromadzenia jakichś przedmiotów, prawdopodobnie martwych na pozór i bezwładnych, leżących na podłodze tej sali, wznoszącej się nad pożarem.
Nagle ogień, jakby obdarzony wolą, sięgnął z dołu jednym ze swych wytrysków do uschniętego bluszczu, pokrywającego właśnie front, na który patrzyła. Rzekłbyś, że płomień odkrył tę sieć suchych gałęzi; iskra chciwie się na nią rzuciła i biegła wzdłuż