Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/437

Ta strona została przepisana.

To wszystko nic cię już nie obchodzi. Zastosujemy się do dekretu Konwencyi; ograniczymy się na stwierdzeniu tożsamości osoby byłego margrabiego Lantenac’a. Jutro sąd wojenny, pojutrze gilotyna. Wandea umarła.
Gauvain nie odpowiedział ani słowa i Cimourdain, cały zajęty wysokiem zadaniem, które miał spełnić, odszedł. Cimourdain miał wyznaczyć czas i miejsce. Jak Lequinio w Granville, jak Tallien w Bordeaux, jak Saint-Just w Strasburgu, miał on zwyczaj, w którym upatrywano dobry przykład, znajdowania się osobiście przy egzekucyach; sędzia doglądał roboty kata; zwyczaj zapożyczony przez terroryzm 1793 r. od parlamentów francuzkich i hiszpańskiej inkwizycyi.
Gauvain miał — także o czem myśleć.
Chłodny wiatr dął od lasu. Gauvain, pozostawiając Guéchamp’owi wydanie potrzebnych rozkazów, poszedł do swego namiotu, rozbitego na łące pod lasem u podnóża Tourgue, i owinął się w swój płaszcz z kapturem. Płaszcz ten obszyty był prostym galonem, oznaczającym naczelnego wodza, według mody republikańskiej, skromnej w ozdobach. Chodził po tej skrwawionej łące, przez którą do szturmu ruszono. Był sam. Pożar, o który już nie dbano, trwał ciągle; Radoub znajdował się przy dzieciach i matce, tak macierzyński prawie, jak ona; zameczek mostowy dopalał się, saperzy uwijali się przy świetle pożaru; kopano doły i grzebano zabitych, opatrywano rannych, zburzono barykadę, uprzątano z trupów komnaty i schody, oczyszczano plac rzezi, wymiatano straszliwe śmietnisko zwycięztwa. Żołnierze robili z wojskowym pośpiechem to, co możnaby nazwać porządkiem po skończonej bitwie. Gauvain nic tego nie widział.
W zamyśleniu swem rzucił zaledwie okiem na straż przy wyłomie, podwojoną z rozkazu Cimourdain’a.
Rozróżniał on ten wyłom w ciemności z odda-