nie domowej, w krwawem nawyknieniu, w bratobójstwie.
A wzniosłe prawo Boże przebaczenia, zaparcia się, odkupienia, ofiary, miałożby istnieć dla zapaśników błędu, a nie dla żołnierzy prawdy?
Jakto! nie walczyć wspaniałomyślnością, dozwolić na taką porażkę, aby z mocniejszych stać się słabszymi, aby zwycięzcy stali się mordercami i aby powiedziano, że po stronie monarchii są ci, którzy ocalają dzieci, a po stronie rzeczypospolitej ci, którzy zabijają starców? Mianożby widzieć, jak ten wielki wojownik, ten potężny ośmdziesięcioletni starzec, ten rycerz bezbronny, skradziony raczej niż wzięty do niewoli, schwytany w samą chwilę spełniania dobrego czynu, skrępowany za własnem swem zezwoleniem, mający jeszcze na czole znój szczytnego poświęcenia, wstępować będzie po stopniach rusztowania, jak po stopniach apoteozy? Mianożby oddać pod nóż gilotyny tę głowę, dokoła której krążyłyby błagalnie trzy dusze drobnych aniołków ocalonych, i wobec tej śmierci zniesławiającej katów, mianożby ujrzeć na twarzy tego człowieka uśmiech, a na obliczu rzeczypospolitej rumieniec wstydu?
I wszystko to spełniłoby się wobec Gauvain’a, wodza!
I mogąc temu przeszkodzić, miałby zezwolić! Poprzestałby na tej wyniosłej odprawie: „To cię już nie obchodzi!“ I nie powiedziałby sobie, że w podobnym razie usunąć się, jest to być wspólnikiem. Inie miałby spostrzedz, że gdy idzie o czyn tak niezmiernej wagi, ten, co go się dopuszcza, winniejszym jest od tego, który go spełnia, bo jest podłym!
Ale czyż Gauvaln nie przyrzekł tej śmierci? On, człowiek łaskawy, czyż nie oświadczył, że Lantenac nie godzien jest łaski i że go wyda Cimourdainowi.
Tę głowę był dłużny. Więc spłacał ją.
Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/444
Ta strona została przepisana.