bunt, walka bratobójcza, wojna zwierzęca; i ktoś miałby go wskrzesić!
Oh! jakżeby się śmiała ta głowa trupia!
Jakżeby to widmo mówiło: — Dobrze, więc żyję, o głupcy!
Jakby on się zabrał napowrót do haniebnego dzieła! Jakżeby ów Lantenac nieugięty zanurzył się radośnie w otchłań nienawiści i wojny! Widzianoby nazajutrz płonące domy, mordowanych jeńców, dobijanych rannych, kobiety rozstrzeliwane.
A wreszcie ów czyn, który oczarował Gauvain’a, czy nie był przeceniany przez niego?
Troje dzieci było zgubionych; Lantenac je ocalił.
Lecz któż je zgubił?
Alboż nie Lantenac?
Kto umieścił owe kołyski w pożarze?
Czy nie Wilkołak?
Któż był Wilkołak?
Namiestnik margrabiego.
Odpowiedzialność spada na wodza.
Podpalaczem więc i mordercą był Lantenac.
Cóż więc uczynił tak godnego uwielbienia?
Nie wytrwał w zbrodni, nic więcej.
Zbudował zbrodnię i cofnął się przed jej spełnieniem. Wzdrygnął się sam przed sobą. Krzyk matki zbudził w nim ten zaród starej litości człowieczej, rodzaj depozytu wszechżycia, który spoczywa w każdej duszy, nawet najgorszej. Na ten krzyk zawrócił się. Z ciemności, w którą zapadł, cofnął się ku światłu. Spełniwszy zbrodnię, odrobił ją. Cała jego zasługa, że nie pozostał potworem do końca.
I za tę drobnostkę oddać mu wszystko! oddać mu przestrzeń, pola, równiny, powietrze, światło; wrócić mu las, aby go użył do rozboju, wrócić mu wolność, aby jej użył do sprawy niewoli, wrócić mu życie, aby go użył na korzyść śmierci!
Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/448
Ta strona została przepisana.