A ktoby spróbował porozumieć się z nim, ktobv zechciał układać się z tą duszą wyniosłą, stawiać mu warunki oswobodzenia, ktoby zapytał go, czy zgodzi się za ocalenie mu życia, zaniechać nadal wszelkich nieprzyjacielskich kroków i buntu — jakżeby ciężko ten zbłądził, jaką przewagę dałby mu nad sobą, jaką spotkałby pogardę, jakżeby odpowiedz spoliczkowała pytanie! Jakby on odrzekł: „Zachowajcie hańbę dla siebie. Zabijcie mnie.“
Nie było innej rady z tym człowiekiem, jak zabić go albo ocalić. Człowiek ten stał na szczycie. Gotów był z każdą chwilą ulecieć albo się rzuci, był sam dla siebie orłem i przepaścią.
Zabić go? — jakaż zgroza! ocalić? — jakaż odpowiedzialność!
Gdy Lantcnac zostanie ocalony, trzeba będzie zacząć nanowo z Wandeą, jak z hydrą, póki ma głowę nieuciętą. W mgnieniu oka i z szybkością meteoru cały pożar, przygaszony zniknięciem tego człowieka, znów się roznieci. Lantenac nie spocząłby, nie ziściwszy swego zamiaru ohydnego, aby położyć, jako kamień grobowy, monarchię na rzeczypospolitej, a Anglię na Francyi. Ocalić Lantenac’a, było to poświęcić Francyę; życie Lantenac’a, to śmierć tłumu niewinnych istot, mężczyzn, kobiet, dzieci, porwanych nanowo w wir domowej wojny; to wylądowanie Anglików, cofnięcie się rewolucyi, zrabowane miasta, lud szarpany, Bretania skrwawiona, ofiara wrócona szponom. I Gauvain wśród i wszelkiego rodzaju niepewnych świateł i krzyżujących się blasków, widział jak w myślach jego zarysowywała się mglisto i stawała przed nim ta zagadka: Oswobodzenie tygrysa.
Potem pytanie przedstawiało się znów w pierwotnym kształcie; kamień Syzyfa, który jest niczem innem, jak kłótnią człowieka z samym sobą, znów opadał. Lantenac byłże tygrysem?
Może nim był dawniej, lecz byłże nim jeszcze?
Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/449
Ta strona została przepisana.