Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/466

Ta strona została przepisana.

zamiast mnie, a ja zostałem na jego miejscu. I otóż staję jako więzień.
— Chybaś tego nie zrobił!
— Zrobiłem.
— Niepodobna!
— Szczera prawda.
— Przyprowadźcie mi Lantenac’a!
— Już go tu niema. Żołnierze widząc, że jest w płaszczu dowódcy, wzięli go za mnie i wypuścili. Była jeszcze noc ciemna.
— Oszalałeś, widzę.
— Powiadam jak było.
Nastało milczenie. Cimourdain wyjąkał:
— Więc zasłużyłeś...
— Na śmierć — dodał Gauvain.
Cimourdain był blady, jak głowa ścięta. I siedział nieruchomy, jak człowiek, w którego piorun uderzył. Zdawało się, że przestał oddychać. Grube jak perły krople potu wystąpiły na jego czoło.
A jednak zdobył się na głos silny i rzekł:
— Żandarmi, posadźcie oskarżonego.
Gauvain siadł na stołku.
— Żandarmi, dobądźcie pałaszy.
Formuła ta była w użyciu, gdy nad oskarżonym ciężyła kara śmierci.
Żandarmi dobyli pałasze.
Glos Cimourdaina odzyskał dźwięk dawny.
— Oskarżony — rzekł — proszę wstać.
Nie mówił już „ty“ do Gauvain’a.


III.
Głosowanie.

Gauvain wstał.
— Jak się nazywacie? — spytał Cimourdain.