Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/470

Ta strona została przepisana.

święci i Ludwiki! Co u licha, czy to się kierujemy teraz na niedołęgów, czy co? Jeżeli dla takiego głupstwa wygrało się bitwy pod Jemappes, pod Valmy, pod Fleurus, pod Wettignies, toż mi powiedzcie, niech wiem, co się święci. A to śliczne! Komendant Gauvain od czterech miesięcy tłucze tych gamoniów rojalistów, rąbiąc pałaszem, ocala rzeczpospolitę, odnosi pod Dol zwycięztwo, które wymagało nielada rozumu, a wy, mając takiego człowieka, chcecie się go pozbyć! I zamiast zrobić go swoim generałem, chcecie mu głowę uciąć! A to, dalibóg, bierze ochota rzucić się z nowego mostu na łeb w Sekwanę. A i tobie nawet, obywatelu Gauvain, mój dowódco, gdybyś zamiast być moim generałem, był moim kapralem, powiedziałbym w oczy, żeś przed chwilą strzelił kapitalne głupstwo. Stary dobrze zrobił, ocalając dzieci, ty, mój dowódco, dobrześ zrobił, ocalając starego, a jeżeli gilotynują się ludzie za spełnienie dobrych uczynków, to już, do wszystkich dyabłów! nie wiem, o co chodzi. Niema się co już zatrzymywać: zabijajcież wszystkich najlepszych ludzi. Nie; chyba to wszystko żart, nieprawdaż? Nie wierzę własnym uszom. Chyba we śnie to słyszę. Szczypię się, żeby poznać, że nie śpię. Nie rozumiem tego. Więc według was, należało, żeby stary pozwolił na spalenie żywcem dzieci, należało, żeby mój komendant pozwolił na ucięcie głowy staremu? Nie; to już lepiej zgilotynujcie mnie. Wolę to sto razy. Samo przypuszczenie, że dzieci mogły zginąć w płomieniach, byłoby zniesławieniem batalionu Czerwonej Czapki. Czyliż tego chciano? Kiedy tak, to już pożerajmy się wszyscy wzajem. Boć nakoniec znam się na polityce niegorzej od was, byłem członkiem klubu sekcyi Pik. Do stu piorunów! przemieniamy się w bydlęta, mówiąc bez ogródki! Streszczam mój sposób widzenia rzeczy. Nie lubię położenia, w którem człek głupieje, nie wiedząc już, co począć. Dlaczego, u dyabła, dajemy się zabijać? Żeby nam zabito