Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/476

Ta strona została przepisana.

i klucz światła, który mi wyższe otwiera życie. Dzięki ci, o mój mistrzu. Ty jesteś moim drugim stwórcą.
Cimourdain siadł na słomie obok Gauvaina i rzekł do niego:
— Przyszedłem wieczerzać z tobą.
Gauvain przełamał chleb razowy i podał mu. Cimourdain wziął kawałek; potem Gauvain podał mu dzban z wodą.
— Pij pierwszy — rzekł Cimourdain.
Gauvain napił się i podsunął dzban Cimourdainowi, który pił po nim. Gauvain trochę tylko się napił.
Cimourdain pił długo.
Podczas tej wieczerzy Gouvain jadł, a Cimourdain pił; znak to spokojności pierwszego, a gorączki drugiego.
Jakiś straszny, pogodny spokój panował w tem więzieniu. Dwaj ci ludzie gawędzili najswobodniej.
Gauvain mówił:
— Zanosi się na wielkie rzeczy. To, co teraz robi rewolucya, jest tajemnicą. Za dziełem widzialnem jest dzieło niewidzialne. Jedno zakrywa drugie. Dzieło widzialne — okropne, dzieło niewidzialne — szczytne. W tej chwili wszystko wyraźnie dostrzegam. Jest to zarazem i dziwne i piękne. Należało posługiwać się materyałami przeszłości. Ztąd ów nadzwyczajny rok dziewięćdziesiąty trzeci. Pod rusztowaniem barbarzyństwa buduje się świątynia cywilizacyi.
— Tak — odpowiedział Cimourdain. — Z tej tymczasowości wyjdzie stanowcze położenie. Położenie stanowcze jest to prawo równoległe z powinnością, podatek stosunkowy postępowy, służba wojskowa obowiązująca wszystkich, zrównanie, żadnego zboczenia, a ponad wszystkiemi i wszystkiem linia prosta — prawo. Rzeczpospolita bezwzględna.
— Wolę rzeczpospolitą idealną — rzekł Gauvain.
Umilkł na chwilę i tak dalej mówił: