Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/485

Ta strona została przepisana.

nia był jakby uzupełnieniem potworu z drzewa. I powiedzmy mimochodem; gdy człowiek dotknie się drzewa lub kamienia, drzewo i kamień przestają być drzewem i kamieniem i przejmują coś z człowieka.
Wieża Tourgue była wynikiem przeszłości feodalnej; w niej streściło się tysiąc pięćset lat średniowiecznych lenistwa, niewoli gruntowej i feudalizmu; w gilotynie skupiał się tylko rok jeden, ale ten rok jeden piętnastu stuleciom przeciwważył.
Tragicznem było to spotkanie przeszłości średniowiecznej z brzaskami nowych czasów.
Z jednej strony dług, z drugiej wypłata. Tam nierozplątane powikłanie wszelkiej niewoli, tu proste rozwiązanie cięciem noża, z jednej strony węzeł, z drugiej miecz.
Wieża Tourgue oddawna stała samotnie w tej pustyni, jak złowrogie widmo średniowiecznych nadużyć i barbarzyńskich gwałtów i swoją straszną postacią spokojnie przez piętnaście wieków panowała nad lasem, budząc dokoła postrach i uszanowanie; a tu nagle, naprzeciw niej stanął inny potwór, nie mniej straszny.
Niekiedy kamienie zdają się mieć dziwne oczy. Posąg robi spostrzeżenia, wieża wypatruje, fasada gmachu spogląda zamyślona. Wieża Tourgue zdawała się przypatrywać gilotynie i pytać: coś ty za jedna i zkąd się wzięłaś?
Gilotyna miała prawo odpowiedzieć jej: Jestem twoją córką. Wzrosłam z łez i krwi, którąś ty przelała.
I wieża Tourgue nagle wobec tego strasznego zjawiska uczuła jakby przerażenie. Potworna masa granitu była wspaniała i sromotna, ale ta deska z trójkątem była czemś jeszcze gorszem. Upadła wszechmoc czuje zgrozę na widok nowej wszechmocy. History a zbrodni patrzyła na historyę mściwej sprawiedliwości. Stare gwałty stanęły przed