Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/487

Ta strona została przepisana.

Takie są potężne a straszne użytki, jakie słońce roli ze swego światła.
Widowisko to miało widzów.
Cztery tysiące ludzi małej armii ekspedycyjnej stanęło w szyku bojowym na płaskowzgórzu. Żołnierze otoczyli gilotynę z trzech stron, tworząc figurę geometryczną, podobną do litery E; baterya, ustawiona w środku linii najdłuższej, stanowiła boczny ogonek głoski. Czerwona maszyna była jakby zamkniętą w trzech tych frontach bojowych w owej rozwiniętej po obu stronach ścianie żołnierzy, aż do stoków płaskowzgórza; czwarty bok, bok otwarty był parowem i patrzył na wieżę Tourgue.
Tworzyło to przestrzeń podłużnego czworoboku pośród którego stało rusztowanie. W miarę, jak słońce wznosiło się na niebie, cień gilotyny zmniejszał się na trawie.
Artylerzyści z lontami zapalonemi stali przy swoich armatach.
Niebieskawy dymek zwolna wznosił się z parowu: było to zamieranie pożaru.
Ten dym dość rzadki nie zasłaniał wieży Tourgue, której wysoki taras górował nad całym widnokręgiem. Między tym tarasem i gilotyną była tylko przestrzeń parowu. Z jednej i drugiej strony można było z sobą rozmawiać.
Na ow taras przeniesiono stół sądu wojennego i krzesła osłonione trójkolorowemi chorągwiami, Wschodzące za wieżą słońce w czarnych zarysach uwydatniało granitową masę twierdzy, a na jej szczycie, na krześle trybunału i pod zwojem chorągwi, postać człowieka, co siedział nieruchomy z założonemi na piersiach rękami.
Tym człowiekiem był Cimourdain. Miał on na sobie, jak w przededniu, ubiór delegowanego cywilnego, na głowie kapelusz z trójkolorowym pióropuszem, przy boku pałasz, a za pasem pistolety.