Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/489

Ta strona została przepisana.

Cimourdain był sino-blady i zimny. Ci, co siedzieli przy nim, nie słyszeli jego oddechu.
I nie zadrżał zobaczywszy Gauvain’a.
Tymczasem Gauvain szedł ku rusztowaniu.
Tak idąc, patrzył na Cimourdain’a i Cimourdain na niego patrzył. Zdawało się, że Cimourdain czerpał siłę w tem spojrzeniu.
Gauvain doszedł do rusztowania. I wstąpił na nie. Oficer dowodzący grenadyerami wszedł za nim. Gauvain odpasał swoją szpadę i oddał ją oficerowi, potem odwiązał chustkę ze swojej szyi i podał ją katu.
I zdawał się być podobny do niebiańskiego widzenia. Nigdy jeszcze nie był tak pięknym. Ciemne jego włosy kołysały się na wietrze; w owym czasie nie obcinano włosów. Patrząc na jego białą szyję, mimowolnie myślałeś o kobiecie; a patrząc na jego oczy bohaterskie i dumnie wszechładne, mimowolnie myślałeś o archaniele. I stanął na rusztowaniu zadumany. To miejsce jest także zaszczytem. Gauvain stał tu wspaniały, wzniosły i spokojny. Promienie słońca otaczały go jakby gloryą.
Należało jednak związać skazanego. Kat przyszedł z postronkiem w ręku.
W tej to chwili, gdy młody wódz był już niewątpliwie oddany pod miecz katowski, żołnierze nie mogli dłużej wytrzymać; serce tych wojowników wybuchnęło. I usłyszano rzecz niesłychaną, głośne łkania armii. I rozległo się wołanie wielkie: Łaski! łaski! Niektórzy żołnierze padli na kolana; inni rzucili swoje karabiny i podnieśli ręce ku tarasowi, na którym był Cimourdain. Jeden grenadyer krzyknął, wskazując na gilotynę: — Czy przyjmie to zastępców za naszego wodza? Jam gotów. — A wszyscy powtarzali z namiętnem uniesieniem: Łaski! łaski! I gdyby lwy to słyszały, byłyby wzruszone lub przestraszone, bo łzy żołnierzy są straszne.
Kat zatrzymał się, nie wiedząc już co począć.