Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/50

Ta strona została przepisana.

rzekłbyś po omacku, ale z pewnością człowieka, co jest w swoim domu i zna jestestwa oceanu. Korweta nie miała światła na przodzie, aby jej nie spostrzeżono na tych wodach, czujnie pilnowanych. Osada cieszyła się z mgły Korweta dotarła do Grande-Etaque; mgła była tak gęstą, że zaledwie można było zobaczyć wyniosłe szczyty Pinaklu. Słyszano jednak, jak biła dziesiąta na wieży kościelnej w Saint-Ouen, dowód, że wiatr wiał z tylu. Wszystko szło wciąż dobrze; tylko morze stawało się burzliwszem z powodu sąsiedztwa Corbière.
W kilka minut po dziewiątej hrabia Boisberthelot i kawaler Vieuville odprowadzili człowieka w chłopskiem ubraniu do jego kajuty, która właściwie była pokojem samego kapitana. Przed wejściem rzekł do nich, zniżając głos:
— Wiadomo wam, panowie, jak ważną jest tajemnica. Zachowajcież milczenie aż do chwili wybuchu. Wy tu jedni tylko znacie moje nazwisko.
— Poniesiemy je do grobu — odpowiedział Boiherthelot.
— Co do mnie — odrzekł starzec — nie powiedziałbym go nawet wobec śmierci.
I wszedł do swojej kajuty.


III.
Szlachta pospołu z gminem.

Kapitan i porucznik wrócili na pomost i gawędząc, przechadzali się razem. Oczywiście mówili o swoim podróżnym, i oto, co nas doszło z ich rozmowy, którą wiatr rozpraszał w ciemnościach:
Boisberthelot szepnął półgłosem do ucha kawalera Vieuville: