Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/52

Ta strona została przepisana.

a to rzecz głupia; La Rochejacąuelein doskonały na podporucznika, Silz dobry oficer w otwartem polu, niezdatny do wojny, podstępów i przebiegów, Cathelineau dobroduszny furman, Stofflet chytry gajowy, Berard niezdara, Boulainvilliers śmieszny, Charette okropny. A nie mówię już o cyruliku Gastonie. Bo do stu piorunów! po licha borykać się z rewolucyą i jaka jest różnica między republikanami a nami, jeśli perukarzom oddajemy dowództwo nad szlachtą?
— Bo ta psia rewolucyą i nas zaraża, i nas, niestety!
— Tak, Francya jest zarażona trądem!
— Trądem trzeciego stanu[1] — dodał Boisberthelot. Tylko Anglia wydobyć nas może z tego plugastwa.
— I bądź pewien, kapitanie, że nas wydobędzie.
— A tymczasem, rzecz to plugawa.
— Zapewne, chłopstwo i mieszczuchy wszędzie się wciskają; monarchia, mająca naczelnego wodza w osobie Stoffleta, gajowego u pana Maulevrier, niema czego zazdrościć rzeczypospolitej, której ministrem jest Pache, syn odźwiernego u księcia Castries. Śliczni przeciwnicy w tej wojnie Wandei: z jednej strony piwowar Santerre, a z drugiej golibroda Gaston.
— Ja, mój kochany Vieuville, cenię trochę tego Gastona. Trzeba ci wiedzieć, że wcale nieźle postąpił sobie, dowodząc w Gueménée, gdzie wykwintnie rozstrzela! trzystu niebieskich, kazawszy im wprzód wykopać dół dla siebie samych.
— Zapewne, że to nieźle; ale i jabym to samo zrobił.
— Ma się rozumieć. I ja także.

— Wielkie czyny wojenne — odezwał się znów

  1. Mieszczaństwa; pierwsze dwa stany: szlachta i duchowieństwo.