Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/56

Ta strona została przepisana.

— I ten fałszywy biskup z Agra, proboszcz nie wiem już jakiej parafii!
— Parafii Doli. Nazywa się Guillot de Folleville. Jest zresztą waleczny i dobrze się bije.
— Księża — gdy nam potrzeba żołnierzy! Biskupi — co nie są biskupami! Generałowie — co nie są generałami!
La Vieuville przerwał hrabiemu Boisberthelot:
— Kapitanie, podobno masz „Monitora“ w swojej kajucie?
— Mam.
— Ciekawym, co w tej chwili grają w Paryżu?
— „Adelę i Paulinę“ i „Jaskinię.“
— Chciałbym być na tem.
— Będziesz jeszcze. Za miesiąc wejdziemy do Paryża.
Boisberthelot pomyślał chwilę i dodał.
— Najpóźniej za miesiąc. Pan Windham powiedział to lordowi Hood.
— Ależ w takim razie, kapitanie, nie wszystko «nów tak źle idzie?
— Do pioruna! Wszystkoby szło dobrze, gdyby wojna w Bretanii była dobrze prowadzoną.
Vieuville potrząsnął głową.
— Kapitanie — rzekł — czy wysadzimy na ląd piechotę morską?
— Wysadzimy, jeżeli mieszkańcy brzegu są za nami; nie wysadzimy, jeśli są dla nas nieprzyjaźni. Wojna powinna niekiedy wyważać drzwi, niekiedy zaś musi przesuwać się przez dziurkę od klucza. Wojna domowa zawsze winna mieć wytrychy w kieszeni. Zrobimy, co się da. Najważniejsza rzecz mieć wodza.
I Boisberthelot dodał zamyślony:
— Kawalerze Vieuvil!e, cobyś powiedział o kawalerze Dieuzie?
— Młodym?