Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/62

Ta strona została przepisana.

koła armaty przebiegały tam i napowrót po trupach, rąbały je, rozrywały na sztuki, i z pięciu ludzi zabitych zrobiły dwadzieścia kawałków, które taczały się wpoprzek bateryi, kręciły się i wiły na podłodze, stosownie do kołysania się okrętu. Listwy wewnętrzne, w wielu miejscach uszkodzone, zaczynały się odczepiać od ściany. Cały okręt był pełen potwornego łoskotu.
Kapitan prędko odzyskał krew zimną i z jego rozkazu wrzucono między pomosty wszystko, co tylko mogło powstrzymać szalony bieg armaty i skutki jego zobojętnić: materace, łóżka okrętowe, żagle zapasowe, zwoje lin, worki z przyborami i rzeczami służby okrętowej, oraz paki fałszywych asygnatów, których korweta miała ogromny ładunek, albowiem tę sromotę angielską uważano jako godziwy środek podczas wojny.
Co jednak mogły pomódz te szmaty? Nikt nie śmiał zejść między pomosty, żeby je stosownie ułożyć, w kilka też minut rozerwane zostały na paździerze.
Z trzydziestu armat dziesięć było już do wałki nieprzydatnych, wyłomy w ścianach okrętu stawały się coraz większe i już woda sączyła się do korwety.
Sędziwy pasażer, zszedłszy między pomosty, zdawał się być posągiem, stojącym na ostatnim szczeblu drabiny. Człowiek ten patrzył surowym wzrokiem na spustoszenie, ale się nie ruszył. Zdawało się niepodobieństwem stawić choć jeden krok w bateryi.
Każdy ruch rozpętanej armaty rozprzęgał wiązania statku i za kilka minut rozbicie okrętu było nieuniknionem.
Pozostawało już albo zginąć, lub też natychmiast nieszczęsną spętać armatę; należało coś postanowić; ale co?
Jak zwalczyć tę straszną armatę?
Jak tę jędzę rozszalałą powstrzymać?