knął. Trzy działa rozbiły się pod ciosem armaty; wówczas, — jakby zaślepiona i nie wiedząca, co robi, obróciła się grzbietem do człowieka, potoczyła się z tyłu naprzód, wstrząsnęła belkę w przodzie okrętu i już miała zrobić wyłom w jego ścianie. Człowiek skrył się pod drabinę, o kilka kroków od starca, świadka tej walki, i trzymał w pogotowiu swój lewar żelazny. Zdawało się, że armata go spostrzegła i nie obracając się, ż szybkością uderzenia siekiery potoczyła się na człowieka. Przyparty do pomostu człowiek był zgubiony. Cała osada wydała okrzyk przerażenia.
Wtedy jednak sędziwy pasażer, dotychczas nieruchomy, skoczył sam szybciej niż wszystkie owe dzikie ruchy armaty, chwycił pakę fałszywych asygnat i z narażeniem się na zgniecenie, cisnął ję między koła armaty Ten ruch stanowczy a niebezpieczny, tak biegle, trafnie i dokładnie został wykonany, że chyba lepiej nie zrobiłby człowiek, zaprawiony we wszystkich ćwiczeniach, które opisał Durosel w swojej książce o „Manewrach armaty morskiej.“
Paka biletów stała się jakby czopem. Kamyk zatrzyma walec, gałąź zwraca kierunek lawiny. Armata potknęła się, a wtedy z kolei kanonier, skorzystawszy z chwilowej zapory, zatknął drąg żelazny między szprychy jednego z kół tylnych. Armata zatrzymała się.
Była pochyloną. Człowiek, nacisnąwszy lewar, przewrócił ją. Ciężka masa obaliła się z łoskotem dzwonu pękającego, a człowiek, chociaż pot strumiemieniem lał się z jego czoła, rzucił się nie zważając na nic i na szyi spiżowej potwora zwyciężonego zacisnął pętlicę ruchomą.
Skończyła się walka. Człowiek zwyciężył. Mrówka zmogła słonia; pigmejczyk zabrał piorun do niewoli.
Żołnierze i marynarze bili oklaski.
Cała osada rzuciła się z linami i łańcuchami, i w jednej chwili armata była przywiązana.
Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/66
Ta strona została przepisana.