Strona:PL V Hugo Rok dziewięćdziesiąty trzeci.djvu/69

Ta strona została przepisana.

każdy błąd popełniony wobec nieprzyjaciela. Nie masz błędów, któreby powetować się dały. Męztwo i odwaga powinny być wynagrodzone, ale niedbalstwo ukarane.
Te słowa padały jedne po drugich, zwolna, poważnie, z pewnym rytmem nieubłaganym, jak cięcia siekiery w pień dębu.
I starzec, spoglądając na żołnierzy, dodał:
— Spełnić rozkaz.
Człowiek, na którego zgrzebnej koszuli błyszczał krzyż Św. Ludwika, opuścił głowę na piersi.
Na znak dany przez hrabiego Boisberthelot, dwóch majtków zeszło między pomosty i potem powróciło, niosąc śmiertelne posłanie; kapelan okrętowy, który od czasu wyruszenia w drogę modlił się w kwaterze oficerskiej, towarzyszył teraz dwom majtkom; sierżant odłączył z szyku bojowego dwunastu żołnierzy i ustawił ich w dwu rzędach po sześciu; kanonier, nie rzekłszy słowa, stanął między dwoma rzędami. Kapelan z krzyżem w ręku zbliżył się i zatrzymał przy nim. Sierżant zakomenderował: — Marsz! — Oddział wolnym krokiem szedł ku przodowi okrętu. Dwaj majtkowie, niosący śmiertelną opończę, postępowali za oddziałem.
Ponure milczenie zaległo korwetę. Daleki huragan huczał głucho.
W kilka chwil później rozległ się huk w ciemnościach, przemknęło światło, a potem wszystko umilkło i tylko słyszałeś szelest, jaki sprawia ciało wpadające do morza.
Sędziwy pasażer, wciąż wsparty plecami o wielki maszt, założył ręce na piersi i patrzył przed siebie zamyślony.
Boisberthelot, pokazując nań palcem lewej ręki, rzekł zcicha do Vieuville’a:
— Wandea ma nareszcie głowę.