Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/109

Ta strona została przepisana.
— 101 —

moim instynkcie starego górnika. Nigdy mnie nie omylił!
— Pragnę temu wierzyć, Szymonie — od­rzekł inżynier z uśmiechem. — Ale zresztą, o ile mogę sądzić z tych krótkich oględzin, posiadamy teren eksploatacyjny, który przez wieki się nie wyczerpie!
— Wieki! — zawołał Szymon Ford . Bardzo temu wierzę, panie James! Tysiąc lat mi­nie i więcej, zanim zostanie wydobyty osta­tni kawał węgla z naszej nowej kopalni!
— Oby was Bóg wysłuchał — rzekł Szy­mon Ford. — Co do gatunku węgla, który tu widnieje na ścianach...
— Znakomity, panie James, znakomity! — zawołał Szymon Ford. — Zobacz pan sam!
I to mówiąc, oderwał oskardem kawał czarnej skały.
— Patrz pan! patrzcie wszyscy — powta­rzał, podnosząc węgiel do lampki. — Powierz­chnie tego odłamka są błyszczące! Będziemy mieli węgiel tłusty, bogaty w części żywiczne! A jak się pięknie kraje, prawie bez prochu! Ach, panie James, dwadzieścia lat temu, do­piero by ten pokład robił konkurencyę ko­palniom Swansea i Cardiff. A i dziś palacze wyrywać go sobie będą, a choć eksploatacya kopalni nie wiele kosztować będzie, pomimo to, sprzedawać będziemy drogo taki węgiel!