Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/13

Ta strona została przepisana.
— 5 —

roboty »dzienne« w skazywały jeszcze miejsce skąd się spuszczały szyby wyżej wymienionej sztolni, dziś już zupełnie opuszczonej tak samo, jak innych galeryi i chodników, których ca­łość tworzyła kopalnie Aberfoyle.
Smutny to był dzień, gdy po raz ostatni górnicy opuścili kopalnię, w której tyle lat przeżyli.
Inżynier James Starr zwołał kilka tysięcy pracowników, którzy tworzyli czynną i odwa­żną ludność kopalni. Górnicy wszelkiego ro­dzaju, nadzorcy czyli nadsztygarzy, sztygarzy, kowale, cieśle, wszyscy wraz z kobietami, dziećmi i starcami, pracownicy wewnętrzni i zewnętrzni, zgromadzili się na olbrzymiem podwórzu sztolni Dochart, zapełnionem da­wniej wydobywanym węglem kopalni.
Poczciwi ci ludzie, których potrzeby życia miały niezadługo po świecie rozproszyć, roz­pamiętywali milcząc szereg lat, który tu spę­dzili w starej Aberfoyle, gdzie z ojca na syna przechodziły ich zajęcia, i porzucając je na zawsze czekali ostatniego pożegnania inżyniera. Towarzystwo kopalni nakazało rozdanie im, jako wynagrodzenie, przewyżki dochodów roku bieżącego. Nie wiele to co prawda wy­nosiło, ponieważ wyczerpane żyły tak mało wydawały, że eksploatacya z niewielką przewyżką pokrywała koszta; zasiłek ten jednak