Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/133

Ta strona została przepisana.
— 125 —

wzdłuż wybrzeża tu i tam, zmylając drogę wyznaczoną dla okrętów. Skutkiem tych manipulacyi, następowało niezawodnie rozbicie jakiegoś statku, z czego rozbójnicy korzystali. Trzeba było całej su­rowości praw i zajęcia się tą sprawą, aby na­dużyciom kres położyć.
Któż jednak zaręczy, czy w obecnej oko­liczności jakaś zbrodnicza ręka nie przypomniała sobie dawnych tradycyi rozbójników morskich.
Tak też myślała policya, wysłana na miej­sce, pomimo zapewnień Jakóba Ryan i jego towarzyszy.
Zabobonni ci ludzie, słysząc, iż pomimo wszystkiego będzie przeprowadzone śledztwo, rozdzielili się na dwa obozy; jedni ruszali ra­mionami i czekali końca; drudzy, więcej tchó­rzliwi, zapewniali, że niezadługo najstraszniej­sze katastrofy zostaną sprowadzone przez du­chy nadziemskie.
Przeprowadzono jednak śledztwo bardzo skrupulatnie. Policyanci przenieśli się do zamku Dundonald i rozpoczęli drobiazgowe poszukiwania.
Urzędnik, przewodniczący wyprawie, chciał najpierw zbadać, czy grunt zachował jakieś ślady kroków ludzkich. Niepodobna jednak było znaleść najlżejszych znaków ani da­-