Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/135

Ta strona została przepisana.
— 127 —

niona plama, ani na ziemi, ani na skale. Czyż z tego wynikało, że ognisko mogło być utrzy­mane ręką jakiegoś złoczyńcy? Było to nie­prawdopodobne, ponieważ zdaniem świadków, płomień przedstawiał rozmiary olbrzymie, tak, że załoga okrętu »Motala« mogła go widzieć pośród mgły o kilka mil z daleka.
— Naturalnie! — wołał Jakób Ryan — Jama ognista potrafi się obejść bez zapałek! Dosyć jej dmuchnąć, by rozżarzyć ogień wkoło siebie, a takie ognisko żadnych popiołów nie pozostawia!
Z tego wszystkiego wynikło, że komisya nic nie znalazła, że nowa legenda przyłączyła się do dawniejszych, legenda, która miała uwiecznić pamięć katastrofy okrętu »Motala« i potwierdzić ukazywanie się dam ognistych.
Taki zuch jak Jakób, nie mógł długo po­zostawać chorym. Zresztą nie miał też czasu chorować. A w tym pięknym kraju o zdrowem, górskiem powietrzu, gdy niema czasu, niema choroby.
Jakób powrócił szybko do zdrowia. Skoro tylko stanął na nogi i zanim rozpoczął robotę na folwarku Melrose, zapragnął wykonać pewien projekt, który mu się uśmiechał oddawma. Chodziło o odwiedzenie Henryka i o dowiedzenie się, dlaczego nie był na uroczysto-