Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/141

Ta strona została przepisana.
— 133 —

udał się na dworzec w Callander, w kilka mi­nut siedział w przedziale pociągu pospiesznego, dążącego do Edynburga i o trzeciej popołu­dniu, stawił się u lorda-prefekta stolicy.
Tam przyjęto jego zeznanie. Szczegóły wy­raźne, jakie przedstawiał, nie pozwoliły wątpić w prawdziwość słów jego.
Pan W. Elphiston, prezes Instytucyi Kró­lewskiej był nie tylko kolegą, ale i osobistym przyjacielem Jamesa Starr; uwiadomiono go też natychmiast, i on to objął kierownictwo nad poszukiwaniami, jakie miano nakazać bez zwłoki w sztolni Dochart. Oddano mu do po­mocy kilku ajentów, którzy uzbrojeni w lampki, oskardy, długie sznurowe drabiny, nie zapomnieli również o zabraniu z sobą napojów i ży­wności. Cała ta wyprawa prowadzona przez Jakóba udała się natychmiast do kopalni Aber­foyle.
Tego samego wieczora, pan W. Elphiston, Jakób Ryan i ajenci przybyli do otworu szybu Yarow i zeszli aż do dwudziestego siódmego przystanku, na którym Jakób się zatrzymał kilka godzin temu.
Uwiązano lampki do długich sznurów i spusz­czono je do dna szybu, przyczem stwierdzono, że czterech ostatnich drabin brakowało zu­pełnie.
Nie ulegało wątpliwości, że komunikacya