Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/15

Ta strona została przepisana.
— 7 —

słowami pożegnania. Żyliście z tej kopalni, która się wyczerpała pod waszą dłonią. Praca była ciężką, ale dla was nie bez korzyści. Wielka nasza rodzina rozpierzchnie się po święcie i niema nadziei by się kiedy na nowo zebrali rozrzuceni jej członkowie. Nie zapo­inajcie jednak, żeśmy długo z sobą żyli i że górnicy z Aberfoyle mają obowiązek w spiera­nia się w zajemnie. Skoro się razem pracowało, niepodobna być sobie na zawsze obcymi. Bę­dziemy czuwali nad wami i wszędzie gdzie będziecie uczciwymi ludźmi, otrzymacie jak najlepsze polecenia. Żegnajcie mi przyjaciele, niech was Bóg prowadzi!
James Starr wyrzekłszy te słowa, objął jednego z najstarszych pracowników kopalni, który rzewnemi łzami zapłakał.
Następnie nadsztygarzy różnych szybów przychodzili kolejno ściskać dłoń inżyniera, podczas gdy górnicy powiewali w górze czapkami, wołając:
— Żegnaj nam, James Starr, nasz dyrektorze i przyjacielu!
To pożegnanie pozostawiło niezatarte wspomnienie w sercach poczciwych górni­ków. Powoli cały ten tłum opuścił podwórze. Pusto się zrobiło wkoło inżyniera. Czarny grunt drogi, wiodącej do sztolni Doehart, za­dźwięczał raz ostatni pod stopami górników