Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/206

Ta strona została przepisana.
— 198 —

— Tak jest, Nello — odrzekł młody czło­wiek — konieczne dla ciebie i dla mnie.
— Jednakże Henryku — mówiła Nella — odkąd mnie wyniosłeś z podziemi, jestem szczęśliwą nad wszelki wyraz. Tyś mnie oświe­cił. Czyż to nie wystarcza? Co ja tam w gó­rze robić będę?
Henryk popatrzył na nią w milczeniu. My­śli które wypowiadała, były prawie te same, co jego.
— Moje dziecko — rzekł wtedy James Starr — rozumiem twoje wahanie, ale skorzy­stasz, gdy z nami pójdziesz. Idziesz z tymi, którzy cię kochają i którzy cię tu napowrót przywiodą. Jeżeli zechcesz potem żyć w ko­palni, jak stary Szymon, jak Magdalena, jak Henryk, uczynisz to. Ale przynajmniej bę­dziesz wiedziała, czego się wyrzekasz, pozo­stając nadal w kopalni. Chodź zatem z nami.
— Chodź, kochana Nello — rzekł Henryk.
— Henryku, jestem gotowa iść z tobą — odrzekło dziewczę.
O dziewiątej godzinie, ostatni pociąg wyjeżdżał z tunelu, uwożąc Nellę i jej towarzy­szy. We dwadzieścia minut potem wysiadali na dworcu, gdzie się łączyła odnoga kolei, idącej do Nowej Aberfoyle z linią główną Dumbarton-Slirling.
Ciemniało.