Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/209

Ta strona została przepisana.
— 201 —

Szum wiatru w ciszy nocnej, brzęk owadów, woń ziół nadbrzeżnych, wszystko to napawało ją wrażeniam i nowemi, nie mającemi się ni­gdy zatrzeć. Nella zadająca z początku pyta­nia, teraz milczała, a towarzysze jej, nieprzerywali tego milczenia.
Nie chcieli oni wywierać wpływu na wra­żliwą wyobraźnię dziewczęcia.
O godzinie w pół do dwunastej doszli do wybrzeża północnego zatoki Forth.
Tam czekała na nich łódka, zamówiona wcześniej przez Jamesa Starr. Miała ona ich dowieść w kilka godzin do portu edynburgskiego.
Nella ujrzała wodę przejrzystą, która pod­pływała jej pod nogi siłą przypływu. Miliony gwiazd błyszczących odbijało się w niej.
— Czy to jezioro? — spytała.
— Nie — odrzekł Henryk — to wielka za­toka o bieżącej wodzie, to ujście rzeki i odnoga morska. Weź trochę tej wody na dłoń twoją Nello. Zobaczysz, że nie jest tak słodką, jak w jeziorze Malcolm.
Nella schyliła się, umaczała rękę i ponio­sła ją do ust.
— To woda słona — rzekła.
— Tak — odparł Henryk — morze przy­pływa i dochodzi aż dotąd. Trzy części na-