Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/219

Ta strona została przepisana.
— 211 —

zniesienia, wydawał się paszczą ognistą, zie­jącego z nieba potworu.
Nella musiała zamknąć oczy.
Henryk chciał, by się odwróciła w stronę przeciwną.
— Nie, Henryku — rzekła — trzeba, żeby moje oczy nauczyły się patrzeć na to, na co patrzą twoje.
Poprzez oczy zamknięte, Nella widziała jeszcze blask różowy, który bielał stopniowo, gdy słońce się wznosiło ponad widnokręgiem. Wzrok jej powoli przywykał do tego. Powieki jej podniosły się nareszcie, a oczy napełniły światłem; pobożne dziewczę padło na kolana, wołając:
— Mój Boże, jakiż Twój świat jest piękny!
Potem spuściła oczy i patrzała. U jej stóp roztaczała się pąnorama miasta: części nowe i równo zabudowane nowego miasta, zbiór bezładny domów i dziwaczna sieć ulic »Starej-Wędzarni«. Dwie wysokości panowały nad miastem; zamek przypięty do skały bazaltowej i Calton-Hill, unoszący na swym grzbiecie świeże ruiny pomnika greckiego. Pyszne drogi rozchodziły się promienisto od stolicy na wszystkie strony kraju. Na północy, odnoga morska, zatoka Forth, zachodziła głęboko w ląd, na którego brzegu otwierał się port Leith.
Ponad tem, na trzecim planie, rozwijało