Strona:PL Verne - Czarne Indye.pdf/231

Ta strona została przepisana.
— 223 —

rzucić kamień, przechodząc koło grobowca spoczywającego bohatera. Stąd powstała da­wna przypowieść gaelicka: »Biada temu, który przechodzi koło grobowca, nie złożywszy kamienia w ostatniem pozdrowieniu«. Gdyby synowie byli zachowali dotąd wiarę swych oj­ców, stosy kamieni byłyby się zamieniły w pa­górki. W istocie, w tej krainie wszystko się składa na rozwój naturalnej poezyi, w rodzo­nej sercu górali. Wyobraźnia jest nieustannie podniecona przez te cuda, i gdyby grecy za­mieszkiwali płaszczyzny, nigdy by nie wymy­ślili starożytnej mitologii.
Wśród tej i wielu innych rozmów, powóz się toczył po wązkiej dolinie, która się nada­wała do popisów gimnastycznych lub choreograficznych ogników i chochlików wielkiej wróżki Meg Mérillies. Po lewej stronie pozo­stawiono małe jezioro Arklet i ukazała się droga, o stoku prostopadłym , która prowadziła do oberży Stronachlakar, nad brzegiem jeziora Katrine. Tam, przed małą przystanią wyłożoną drzewem, kołysał się umocowany parowiec, który nosił nazwę Rob-Roy’a. Podróżni nasi zaraz się na nim umieścili, bo miał odbijać od brzegu.
Jezioro Katrine ciągnie się zaledwie na dziesięć mil długości, a szerokość jego nie przechodzi dwóch mil. Pierwsze pagórki wy-